Hong Kong po raz … drugi
Ale bieg w ramach Ultra-Trail World Tour Race po raz pierwszy – relacja Teodora Lubienieckiego.
Dlaczego H-K?
W tym mieście zakochałem się od pierwszego wejrzenia, kiedy byłem tam służbowo jakieś dwanaście lat temu. Wówczas postanowiłem, że wrócę, ale już nie sam – tylko z Żoną. Wtedy oczywiście nie miałem pojęcia co to jest UTWT, a o samym bieganiu – a tym bardziej po górach – nie wyrażałem się zbyt dobrze.
Mijały lata, aż – nie wiedzieć czemu – dopadł mnie skrywany bakcyl nieco szybszego przemieszczania się po pagórach. Prorocze okazały się więc słowa, które słyszałem dawno, dawno temu od swoich szkoleniowców na kursach wspinaczkowych: szybki na podejściu, a wolny w skale. Z tą szybkością to bym nie przesadzał, ale o tym potem.
Dodatkowym bodźcem – może wręcz inspiracją – były wieści krążące o osiągnięciach Krystiana Ogłego związane z jego fantastycznymi wynikami biegów cyklu UTWT.
Postanowione: jedziemy do H-K! Jednak nie na zwykłą wycieczkę, krajoznawczy kaprys, egzotyczny tour. Celem jest bieg – bieg z cyklu UTWT race! Poezja! Bajka! Marzenie!
Tylko jak?
UTWT to światowe crème de la crème górskich zmagań, czekały więc mnie nie tylko przygotowania, ale przejście przez kwalifikacje. Moim guru i mentorem był i wciąż pozostaje Piotr Wylegalski. Pamiętam, kiedy na wieść, że przeszedłem kwalifikacje do Vibram Hong Kong 100 Ultra Trial Race Piotr powiedział mi patrząc w oczy: „tam jest dużo schodów, tam jest BARDZO dużo schodów”. Zaczęły się więc systematyczne treningi na … Ślęży. Biegałem na ścieżce, wytyczonej przeze mnie pod ten projekt, pod roboczą nazwą „Schody do Nieba”.
Jesteśmy w H-K.
Fakt – to nie zwykła wycieczka, to nie krajoznawczy kaprys, ani egzotyczny tour. Dlatego zaczęliśmy zwiedzanie… Przeciskaliśmy się więc przez różnokolorowy tłum na przejściach dla pieszych, pływaliśmy promem Star Ferry pomiędzy wyspą a Nowymi Terytoriami, chodziliśmy pośród gąszczu drapaczy chmur w dystrykcie Central, zatapialiśmy się w zapachach rybackiej wioski Tai O, rozkoszowaliśmy się lokalną kuchnią, delektując pysznymi pierożkami dim sum, patrzyliśmy w oczy największemu posągowi Buddy na świecie w Ngong Ping, tonęliśmy w oparach kadzideł buddyjskich świątyń i próbowaliśmy szczęścia w kasynach Makau.
Byliśmy też na paru typowo górskich wycieczkach: zrobiliśmy krótką, ale treściwą trasę Dragon’s Back, schodząc do plaży Big Wade Beach oraz mozolną i techniczną ścieżkę na szczyt o nazwie Lantau (934 m n.p.m.), bez panoramy na okolicę, bo akurat góra tonęła w chmurach.
Bieg.
Vibram Hong Kong 100 Ultra Trial Race to 103 km trasa z przewyższeniami 5300 m poprowadzona na terenie Nowych Terytoriów. Czy to typowo górski bieg? Tak i nie. Z jednej strony część trasy wiedzie przez zabetonowane drogi i chodniki, przeciska się wśród domów, a nawet przecina ulice miasta. Z drugiej zaś strony odwiedzamy kilkakrotnie urokliwe plaże, potem eksplorujemy górskie ścieżki, po to aby na końcu trasy wejść na Tai Mo Shan (957 m n.p.m.) – najwyższy szczyt H-K.
Co mnie zaskoczyło?
Po pierwsze: ilość osób startujących, niecałe 2000, co przekładało się na „ruch” na trasie i w punktach, nawet jeśli start był ułożony w trzy tzw. fale, startujące z 10 minutowym opóźnieniem; samotność ultrasa na tym biegu to mit 😉
Po drugie: ze względu na lokalizację duży odsetek stanowili biegacze chińscy, którzy co się okazało mają nieco inną taktykę biegu: otóż biegną pod górę, a na odcinkach płaskich i zbiegach „odpoczywają” idąc lub biegną bardzo wolno.
Dodatkowo startują w zespołach, więc trudno ich albo przepuścić, albo wyprzedzić. Całą trasę biegłem „sam”, więc tym bardziej odczułem to „towarzystwo”.
Więcej statystyk tutaj: https://www.festiwalbiegowy.pl/biegajacy-swiat/ruszyl-utwt-2020-hong-kong-100-dla#.XjAgYmhKiUk
Podziękowania dla:
Mojej Żony – za to, że jest i za telefon na przepadku 57 km, który przypomniał mi po co tam byłem ☺.
Roberta Chmielewskiego – za to, że zawsze mogę na niego liczyć, a na tej wyprawie za logistykę w kraju.
Michała Mazura – za całokształt, w tym treningowy takt time i ducha „keep fun”.
Piotra Wylegalskiego – biegowego guru i mentora, za każde „dasz radę” i solidnego „kopa” na treningach.