NASZE BIEGI

TriMan 2013 czyli Triathlon w Mietkowie

Dnia 21 lipca 2013 roku w Mietkowie odbyły się zawody triathlonowe na dwóch dystansach, olimpijskim oraz długim. W dystansie olimpijskim do pokonania było 1,5km pływania, 40km na rowerze oraz 10km biegu. Natomiast dystans długi, na którym rozgrywały się Mistrzostwa Polski wymagał pokonania dwukrotnie dłuższego dystansu, czyli 3km pływania, 80km na rowerze oraz 20km biegu. Tego dnia w Mietkowie była bardzo ładna pogoda oraz świetna atmosfera. Na dystansie olimpijskim wystartowało trzech zawodników z Klubu Biegacza Sobótka, byli to Zbigniew Goldwasser, Maciej Tomaszczak oraz Aleksander Łężniak a na dystansie długim jako jedyna z KB Sobótka wystartowała Joanna Drewnicka Ogrodnik. Wszyscy ukończyli pomyślnie zawody, najlepszym z KB Sobótka okazał się Maciej Tomaszczak, który ukończył zawody z czasem końcowym 2:43:49h (107 m-sce Open), drugi był Zbigniew Goldwasser z czasem 2:54:00h (143 m-sce Open) a na końcu uplasował się Aleksander Łężniak z czasem końcowym 3:14:38 (186 m-sce Open) natomiast na dystansie długim Joanna Drewnicka Ogrodnik ukończyła zawody z czasem 6:19:52 (91 m-sce Open). Dla większości zawodników był to pierwszy start w tego typu imprezie.

 

Alek:

„Zawody bardzo udane, organizacja profesjonalna choć zdarzały się pewne niedociągnięcia. Świetnie, że odbyła się tego typu impreza u nas w regionie. Był to podstawowy powód dlaczego wziąłem udział w tych ciężkich zawodach.

t-m1Chociaż nie było aż tak strasznie jak wszyscy zapowiadali. Lekki kryzys przyszedł dopiero na 7km biegu, gdzie zacząłem odczuwać lekki ból w mięśniu czworogłowym. Jednak największą traumą okazało się pływanie, gdzie prawie 200 osób rzuciło się do wody i do walki, na szczęście udało się pokonać dystans 1,5km bez większych przeszkód. Jednak po wyjściu z wody zajmowałem daleką lokatę i ciężko było nadrobić stracony czas do reszty zawodników. Mimo to nie odpuszczałem tempa podczas jazdy na rowerze i cały czas wyprzedzałem innych zawodników. Cała trasa rowerowa minęła z uśmiechem na twarzy. W strefie zmian spotkałem znajomego i razem wyruszyliśmy na ostatnie 10km biegu. Na początku każdy krok był bardzo dziwny, czułem się jak dziadek, który ma problemy z chodzeniem a do tego ból żołądka dał się we znaki. Na chwilę musiałem zwolnić, żeby kolka odpuściła, przez co odpadłem od znajomego i biegłem sam. Po około kilometrze żołądek odpuścił i złapałem swój rytm, dzięki czemu zdążyłem jeszcze wyprzedzić swojego kolegę. Pod sam koniec biegu każdy krok wymagał wiele wysiłku tym bardziej, że w końcówce był podbieg. Po wbiegnięciu na metę wielka radość i gratulacje od znajomych, czyli wielka radość z osiągnięcia założonego celu, czyli ukończenia zawodów. Dzięki tej imprezie polubiłem dyscyplinę sportu jaką jest triathlon i planuje starty w 2014 roku.”

 

Maciek:

„O triatlonie dowiedziałem się od Alka ale nawet wtedy nie myślałem żeby wziąć w nim udział. Dopiero zaczynałem biegać (od 23maja) i świeżo przystąpiłem do klubu. Po „udanym” nocnym półmaratonie wrocławskim (22 czerwca) do triatlonu zachęcił mnie Zbyszek. Był tylko jeden problem! Nie miałem roweru a do startu został miesiąc.  To był mój debiut. Do ostatniej chwili czekałem z wpisaniem się na listę. Miałem lek i obawy, że nie sprostam i stanę gdzieś na trasie. Zebrałem się w sobie. Kupiłem rower i zacząłem jeździć na basen, jak się później okazało to był błąd. Plan był prosty. W jeden dzień bieganie (5-10km) w kolejny pływanie (15-25min) w następny rower (20-40km) i tak przez 18dni.

21 lipca dzień w którym stanąłem do walki z największą przeszkodą – SAMYM SOBĄ. Zaczęło się na ostro. Dziurawa dętka na dzień dobry i wizyta u Marka J potem 15 min do startu i zaciśnięte klocki na rawce, przygotowanie … żal.

Wybiła 9.10 i woda zaczęła się „gotować” bo inaczej się nie da tego opisać. Wtedy dowiedziałem się że basen dla triatlonisty „jest jak pornol w radiu”. Jak tylko się zrobi ciepło zaczynamy treningi na wodach otwartych bo takiej traumy nie chce nigdy więcej przeżyć!  Potem już było z górki, rower jak marzenie trasa cudowna, jak by inaczej przecież byliśmy na swoim terenie! Nowy asfalt i piękne widoki, lekkie słońce. Bieg? Wzdłuż wałów zalewu mietkowskiego z pięknym widokiem na Naszą Ślężę. Słońce dało ostro popalić, do dziś mam pamiątkę.

t-m2Z wielką przyjemnością wracam do tych wspomnień bo w ten dzień nie tylko wygrałem z samym sobą ale poznałem i zakochałem się w tym sporcie. Mimo że trwał prawie 3 godziny nie pozwolił mi się nudzić. Różnorodność zmusiła do wielkiego wysiłku a masa endorfinek jakie były w mym ciele pozwoliły przekroczyć linię mety ze wspaniałą satysfakcją. Teraz już wiem, to dopiero początek!”

 

Zbyszek

Mietków to był mój trzeci start w zawodach triatlonowych na dystansie olimpijskim, ale jedyny w sezonie. Triatlony ze względu na konieczność pływania w wodach otwartych z reguły odbywają się w okresie wakacyjnym, ale i wówczas właściwa temperatury wody nie jest zagwarantowana. Dlatego przygotowania rozpocząłem już zimą … od zakupu pianki triatlonowej. Pierwsze testy miały miejsce w zimnym Bałtyku, a frajda z pływania jest niesamowita. Pianka poprawia ułożenie naszego ciała, zmniejszając opór. Staje się też termosem, gwarantując zachowanie odpowiedniej temperatury ciała, dlatego gorąco polecam wszystkim tym, którzy lubią pływać w wodach otwartych, a szczególnie w naszym morzu.

Niestety tegoroczne terminy wakacyjne tak się ułożyły, że powrót z nad morza miał miejsce w przeddzień startu. Jak się okazało miało to brzemienne skutki. Pakiet startowy odebrałem w sobotę prosto z podróży. Głodny i zmęczony jazdą, po obejrzeniu strefy zmian, pojechałem do domu. Nie byłem na odprawie technicznej i przez to nie wiedziałem ile zwrotów w wodzie, ile pętli na rowerze i którędy na trasę biegową. Ale pomyślałem, że pierwszy nie będę, więc zawsze za kimś i jakoś poleci. Wieczorem jeszcze zamiana kół w moim góralu na cienkie i spać. Rankiem po krótkim śniadanku, z moimi najwierniejszymi kibicami, żoną Agnieszką i córką Jagodą, przyjechałem nad Zalew Mietkowski. W strefie spotkałem Alka i Maćka. Nasz dialog to wzajemna mobilizacja, problemy sprzętowe Maćka i temat pianki. Ustalamy, że czas poniżej trzech godzin to dzisiejsze minimum.

W swoim dorobku mam już kilka maratonów pływackich, więc horror mnogości nóg i machających rąk na starcie, w wodzie, nie był mi obcy. Po tym jak dowiedziałem się, że płyniemy jedno okrążenie, stanąłem na prawej flance z założeniem luźnego płynięcia do pierwszej boi. Plan się powiódł z wody wyszedłem dosyć szybko. Dobieg do strefy zmian był jednak dla mnie nieco za długi. W piance się trudno biega i parę konkurentów mnie minęło. Zdjęcia pianki z nóg nie odbyło się bez oporów. Buty rowerowe na nogi i kłusem na trasę rowerową. Zgodnie z przepisami, za belką hop na rower i … prawie leżę. Zdenerwowany szybko się rozpędzam i przekładam przerzutki. Na góralu mam ich trochę więcej. Triatloniści na trasie rowerowej spędzają najwięcej czasu, więc utrzymanie właściwego tempa jazdy jest problemem strategicznym. Trasa wydawała się płaska, ale kilka niezbyt ostrych podjazdów spowodowało, że zwalniałem. W pewnym momencie z uśmiechem na ustach i okrzykiem mija mnie Maciek. Nie jestem w stanie utrzymać się za nim. Efekt jest taki, że więcej osób mnie wyprzedza i tracę swoją pozycję. Może jazda na góralu, a nie jak większość na szosówkach to powód wolniejszej jazdy. Dojazd do strefy na lekkim luzie dla nóg. Zeskok, są moi kibice, którzy kierują mnie na trasę biegową. Słyszę i widzę doping przybyłych kibiców z naszego klubu. Więc spinka, wyprostowana sylwetka i ładny bieg po trawie wokół strefy. Po wbiegnięciu na asfalt, ściska mnie kolka, a ona skąd, i boli strasznie. W biegu próbuję rozciągnąć, no i muszę zwolnić. Zaczynam odczuwać gorący dzień, wszak to prawie południe i zaczęła się dla mnie trzecia godzina rywalizacji. Po opanowaniu bólu i ustaleniu tempa po wale tamy jeszcze biegnę. Po nawrocie i zbiegu na asfalt stało się najgorsze – zaczynam iść. Wychodzi zmęczenie podróżą i trudy startu. Tempo siadło i zbliża się do 5:40. Podrywam się, bo na agrafce widzę za sobą dużo starszego jegomościa. Podbieg do Borzygniewu po świeżutko zalanym asfalcie, to istne piekło. Mam wrażenie, że asfalt jeszcze nie ostygł i jest miękki, a to moje nogi już nie słuchają. Na ostatniej prostej życzliwi ludzie z osiedla leją z węża strażackiego wodę. Schłodzę się pomyślałem, a tu wyskakuje prądnica z węża i woda wolno wylewa się tylko z samego węża. Zanurkowałem nisko, jest przyjemnie. W naturalny sposób przyspieszyłem i bez spiny wbiegam na metę. Uff, koniec. Jest też czas poniżej trzech godzin, więc mimo kryzysów cel osiągnięty. Na mecie spora grupa biegaczy z klubu składa gratulacje, dochodzę do siebie. Myślę, że wielu z nich zachęciłem do triatlonu i w przyszłym roku będzie nas więcej, gdyż przeżycia są gwarantowane.

 

Dodaj komentarz!


Warning: Undefined variable $user_ID in /home/inford3/ftp/kbsobotka.pl/wp-content/themes/kbsobotka/comments.php on line 175

Dodaj komentarz lub trackback ze swojej strony. Możesz także Śledzić komentarze w kanale RSS.

Współpracujemy z serwisem Gravatar. Aby wyświetlić swój avatar przy komentarzu, zarejestruj się™ na Gravatar.


Warning: Undefined array key "SHOPPING_CART" in /home/inford3/ftp/kbsobotka.pl/wp-content/themes/kbsobotka/footer.php on line 84